wtorek, 6 grudnia 2011

Trucizny w naszym pożywieniu, Wolfdietrich Eichler, Wydawnictwo Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1988

Niemiecki autor opisuje problem wprowadzania toksyn do środowiska za sprawą przemysłu. Sam tytuł książki Trucizny w naszym pożywieniu służy raczej do zachęcenia potencjalnego kupca niż do skrótowego objaśnienia po jakich orbitach kręci się publikacja. Choć nie mogę zaprzeczyć, że autor pisze o owych truciznach i to wcale nie mało, ale zwraca na nie uwagę pod względem zwierząt i roślin, a nie z perspektywy człowieka.


Utwór składa się z aż 83 krótkich rozdziałów (łącznie około 200 stron). Szczególną uwagę W. Eichler zwraca na związki rtęci i środek owadobójczy zwany DDT (który już nie jest stosowany, z powodu wielu negatywnych skutków w biocenozach).

Dużym minusem tej publikacji jest wg mnie widoczny subiektywizm autora oraz dość zastanawiające dane (aż się roześmiałem, kiedy autor powoła się na jakieś statystyki, jakoby 70 tysięcy ton rtęci wpływało do morza z sprawą jednej z rzek, po czym napisał, że są też dane jakoby tylko 110 t rtęci - Boże, przecież to o ponad 6000 razy mniej!). Autor pisze też, cytuję: Japoński cud gospodarczy polegał tak naprawdę na odżegnywaniu się od wszelkiego oczyszczania ścieków[...]
Myślę, że to o wiele, wiele za głęboko idąca teza, wręcz tonąca w otchłaniach.
Choć w książce jest też wiele ciekawych i ważnych informacji, cytuję: Faktem jest, że na przestrzeni trzech ostatnich dziesiątków lat zawartość CO2 w atmosferze zwiększyła się rocznie o 0,0001%. W tym samym okresie globalnie średnia temperatura, mimo znacznego rozwoju przemysłu obniżyła się około 1 stopień Celsjusza. 
(No i kto mi teraz powie, że globalne ocieplenie (o ile istnieje) spowodowane jest przez emisje CO2?)

Albo to, że ryby po zatruciu rtęcią, która dawniej bardzo często spływała do zbiorników wodnych, nie potrafiły w takim samym stopniu się poruszać - wypływały one na wierzch, gubiły swoje ławice, przez co były łatwym łupem dla np. ptaków, które te przez zjadanie zatrutych ryb również stawały się zatrute, i ginęły.

Są też informacje o tym jak zatrucie rtęcią oddziałuje na człowieka, kadmem, ołowiem i innymi pierwiastkami. To co zapadło mi w pamieć, to to, że kobiety podczas okresu, tracąc Fe, są bardziej narażone na wnikaniu kadmu do swoich organizmów. Lub np. to, że stwierdzono iż mleko od matek było nawet 10x bardziej zatrute jakimś związkiem od mleka, które nadaje się do spożycia (skutki u dzieci były pewnie okropne).

Ciekawym dla mnie jest też fakt, że jakiś ptak, który pobiera kamyczki potrzebne do trawienia, może przez przypadek pobierać ołów, co źle się dla niego kończy. Albo to, że ptaki zatrute rtęcią są dużo mniej skłonne do wylęgów niż te zdrowe, ostatnio też czytałem, że np. bociany pod wpływem rtęci zmieniają swoją orientacje. Natomiast jeżeli ptak miał w sobie DTT i wydał jaja, to ich skorupa była tak cienka, że pękały podczas wylęgu.

Podsumowując książkę polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz